Jak dziadek z Kasą Stefczyka dom wybudował
Nazwa „Kasa Stefczyka” nie była mi obca, właściwie od zarania mojej pamięci. Mój dziadek, a noszę jego imię i nazwisko, był policjantem – najpierw austriackim, a po 1918 r. polskim. To była bardzo ciekawa postać, ale nie o nim chcę wspominać.
14:00 16.01.2015 r.
„Nauczyciel z Czernichowa, Franciszek Stefczyk, wspólnie z księdzem proboszczem (teraz już wiem, że nazywał się Edward Królikowski) założyli w Czernichowie pierwszą Kasę na byłych terenach Polski, w Galicji, pod nazwą Spółkowa Kasa Oszczędności i Pożyczek (1889/1890 r.). Z twoją babcią nie mieliśmy domu. Babcia była z Marcinków, też z wielodzietnej rodziny, coś tam od rodziców dostała, ale nie mieliśmy uwitego gniazda. Natomiast miałem stałą pensję. Z racji pracy dość często musiałem bywać w Łańcucie i komendantowi pożaliłem się, że mam kłopoty. A on na to: „Przecież przechodzisz na posterunek ulicą Grunwaldzką. Jest tam Kasa Stefczyka, zaglądnij tam i dyrektorowi powiedz, że ja cię przysłałem. To bardzo porządny człowiek i wyjdziesz od niego zadowolony”. Tak się też stało. W Kasie Stefczyka dostałem pożyczkę, dom wybudowałem, ale raty musiałem spłacać”.
Zapytałem: Jakie to były raty? Dziadek odpowiedział:
„Raty były rozłożone na wiele lat. Od kwoty płaciłem raty plus 2 proc., po 1904 r. były nieco wyższe. Gdy płaciłem przedostatnią ratę, kasjer pieniędzy nie przyjął, a odesłał mię do dyrektora. Trochę ścierpła mi skóra, ale poszedłem. Przyjął mię bardzo serdecznie, posadził na krześle i przemówił: »Pożyczkę na budowę domu spłacał pan w terminie, nigdy nie było żadnej zaległości w ratach. Tu w Zarządzie Kasy jesteśmy po to, aby przede wszystkim pomagać wieśniakom, aby nie egzystowali w kurnych chatach, aby nasza działalność służyła chłopom w podniesieniu ich dobrobytu, aby nie płacili lichwiarskiego kredytu za pożyczkę. Ta, przedostatnia i ostatnia rata są panu anulowane. Tu jest pismo kończące naszą Umowę. Proszę podpisać. Bardzo się cieszę, że pomogliśmy panu i rodzinie”.
W czasie II wojny światowej, przebywając całą okupację w Łańcucie, mieszkaliśmy blisko Kasy Stefczyka. Moja mama przyjaźniła się z panią dyrektorową, a ona i jej mąż od czasu do czasu zaglądali do nas. Trwało to jeszcze po naszym przeniesieniu się do Woli Justowskiej, koło Krakowa. Odwiedzali nas w Woli.
Ale to nie wszystko. Będąc zwolennikiem premiera Jana Olszewskiego, w wyborach z 1991 r. zorganizowałem razem z kolegami marszrutę wyborczą po południowej Polsce. Rozpoczęliśmy od... Czernichowa, od kolebki Kasy Stefczyka i Technikum Rolniczego w tej miejscowości, gdzie uczył Stefczyk, rodem krakowianin. Tam najwięcej dowiedziałem się o zalążku tych Kas, to jest o systemie raiffeisenowskim i o chęci pomożenia chłopom na galicyjskiej wsi. A przede wszystkim od uwolnienia ich od lichwy żydowskiej sięgającej 100, a nawet 150 proc. Warto tę szkołę odwiedzić. Jest to pierwsza szkoła rolnicza w Polsce, która mimo nieprzyjaznych stosunków w Polsce liberałów, niszczących szkoły techniczne, ostała się i jest nadal przodująca. Cześć Jej!!!
Czekamy na Wasze historie
Powyższe wspomnienia dostaliśmy od Czytelnika „Czasu Stefczyka” - Aleksandra Szpunara. Bardzo dziękujemy za list i za podzielenie się z nami swoją historią. Zapewne wielu z Państwa zna opowieści rodzinne czy to związane z Kasami Stefczyka, czy historią wojenną, czy też z narodzinami Solidarności i odzyskiwaniem niepodległości. Czekamy na wszystkie ciekawe historie. Przesyłajcie je na adres: [email protected]. Z chęcią opublikujemy je na łamach. Podzielcie się nimi z Członkami naszej Kasy.