Maszer z marzeń

„Cała nasza rodzina na psy zeszła, ale niektórzy ludzie nam tego zazdroszczą, bo dzięki temu zwiedziliśmy całą Polskę i pół Europy zamiast w domu siedzieć i nic nie robić” – mówi Andrzej Andrzejewski, zdobywca dziesiątek trofeów w zawodach psich zaprzęgów i na wystawach.

16:20 01.12.2013 r.

 

Bielawy – wieś tuż obok Nakła nad Notecią. Tu od urodzenia mieszka Andrzej Andrzejewski, człowiek przepełniony pozytywną energią, pogodny, otwarty na ludzi i marzenia. Jak zaczęła się jego przygoda maszera?
zaprzeg3.png


– Naoglądałem się amerykańskich filmów o traperach, potem zacząłem marzyć, w końcu pojechałem 600 kilometrów i przywiozłem sobie psa – mówi pan Andrzej, który 13 lat temu założył hodowlę rzadkich ras pierwotnych psów północy – siberian husky i psów grenlandzkich.

Dziś prowadzi hodowlę, z sukcesami jeździ w zawodach psich zaprzęgów i prowadzi ranczo „U Amadeusza”. Amadeusz to jego niespełna dwuletni syn. Ma jeszcze dwie dorosłe córki. Starsza już studiuje, młodsza jest w trzeciej klasie liceum.

10 lat temu pan Andrzej wraz z kolegą Jackiem Nowakiem założyli Stowarzyszenie Miłośników Psów Zaprzęgowych „Sfora Nakielska”. Jako stowarzyszenie organizują na swoim terenie: w Kcyni, w Paterku, w Minikowie zawody psich zaprzęgów. Rywalizować ze sobą przyjeżdżają maszerzy z całej Polski i Europy. Odbyły się tu między innymi mistrzostwa Europy i puchar świata.

zaprzeg2.png

 


Pan Andrzej i jego psy zdobyli przez minione lata sporą ilość trofeów. Zarówno w zawodach, jak i na wystawach, bo wszystkie psy mają rodowody. Ostatnie zawody pan Andrzej wspomina najlepiej, bo zwycięstwo w nich kosztowało naprawdę wiele trudu. W grudniu ubiegłego roku w Postołowie, w gminie Trąbki Wielkie na Pomorzu zdobył w klasie C2 z czterema psami grenlandzkimi międzynarodowe mistrzostwo Polski.

– Zawody odbywały się w bardzo skrajnych warunkach. Padał deszcz, potem śnieg. Psy biegły po brzuch w wodzie i błocie. Koła się zasysały, więc nie szło jechać, a trasa liczyła po 7 kilometrów w sobotę i niedzielę, bo to były zawody dwudniowe – wspomina Andrzej Andrzejewski.

Rasy pierwotne, które hoduje pan Andrzej, mają do dnia dzisiejszego predyspozycje, by żyć w ekstremalnych warunkach. Przy małej ilości pożywienia są w stanie ciężko pracować, nie chorują, są wytrwałe, a przy tym bardzo łagodne.

– Nie oznacza to, że jest z nimi tak łatwo, zwłaszcza w zaprzęgu. Jeden będzie biegał tylko z prawej strony, inny musi być z przodu – to taki cwaniaczek, lider, który będzie słuchał maszera – to człowiek, który prowadzi psi zaprzęg – tłumaczy pan Andrzej. – Te duże, silne biegną bezpośrednio przed wózkiem, lżejsze, drobniejsze – z przodu”. Każdy ma inny charakter. Nie wszystkie się lubią – to tak jak z ludźmi. Jeden trzy razy w tę i z powrotem by obrócił, a drugi dopiero pomyśli: „Acha, to trzeba tam biec?”.

zaprzeg1.png

 


Polacy w zawodach psich zaprzęgów od wielu lat są wielokrotnymi mistrzami świata i Europy, mimo że nie mają wsparcia sponsorów.

– Ktoś kiedyś policzył, że przez kilkanaście lat Polacy zdobyli w zawodach na całym świecie prawie 300 medali. A wszystko to dzięki uporowi i pasji. Niemcy, Francuzi przyjeżdżają na zawody świetnym sprzętem z pomocnikami. A Polacy? Każdy kombinuje jak może, ale kiedy rozpoczyna się rywalizacja, to ci świetnie wyposażeni oglądają tylko ogony naszych piesków, i za to nie jesteśmy zbyt lubiani – uśmiecha się pan Andrzej.

Trzeba pamiętać, że psy ma się na co dzień, nie tylko na zawody czy wystawy. Każdego dnia trzeba o nie dbać, karmić je i trenować.

– Praca przy takich psach nie jest dla jednej osoby, ale dla całej rodziny. Śmiejemy się, że nasza rodzina zeszła na psy, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Niektórzy ludzie nam zazdroszczą, bo przez te psy poznaliśmy wspaniałych ludzi, zwiedziliśmy cała Polskę i pół Europy. Inaczej siedzielibyśmy w domu i nic nie zobaczyli.

zaprzeg0.png

 


W tym roku Pan Andrzej otworzył obok swojego domu Ranczo „U Amadeusza". Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę.

– Przyjeżdżają do nas szkoły, ludzie wyprawiają urodziny, wieczory panieńskie i kawalerskie, a firmy organizują imprezy integracyjne.

Program jest pełen atrakcji i trwa 4 godziny.

– Można sobie postrzelać z łuku, spróbować swoich sił na szczudłach czy łowić ryby – 20 różnych zabaw i atrakcji. Tą największą są oczywiście zwierzęta. U nas można wziąć na ręce jaszczurkę czy ogromnego brazylijskiego karalucha. Na początku wszyscy się boją, ale ja siadam, biorę je na ręce i wtedy rozpycha się mój synek. Przychodzi, wkłada rękę w karaluchy. Wszyscy patrzą ze zdziwieniem, że maluch się nie boi – mówi z dumą pan Andrzej. – I zaraz sami też chcą spróbować.

zaprzeg.png

zaprzeg.png

 


Ranczo „U Amadeusza” można odwiedzać od początku maja do końca października. Zapewne kiedy już tam zawitacie, i to niezależnie od pory roku, przywita was przechadzający się ze spokojem bocian, który od kilku lat nie opuszcza podwórza państwa Andrzejewskich.